MŚCICIEL
KOBIETA
CZŁOWIEK
PANI WOJNY
BRACTWO SMOKA
PLOTKI


Średniego wzrostu osoba o ciemnych włosach. Nosi krótkie fryzury, głównie ze względów czysto praktycznych. Twierdzi, że nie chce, by w walce z bugbearem ten szarpał za warkocze, ale to tylko część prawdy. Każdy kto widzi tę wysportowaną i nienaganną sylwetkę wie, że ma do czynienia z człowiekiem armii. Wojskowa postura idealnie jest podkreślana przez noszone ciężkie pancerze. Wbrew rycerskim obyczajom, nie nosi jednak tarczy, gdyż nie ma zamiaru się za niczym (ani też za nikim) chować. Z włócznią w dłoni rzuca się w sam środek walki inspirując swoich towarzyszy, prowadząc ich do zwycięstwa w boju. Nigdy nie zdejmuje hełmu, który niemal w całości zasłania twarz. Czerwony pióropusz na hełmie jest widoczny z daleka i budzi trwogę w szeregach armii wroga.


Osoba pewna siebie, odważna. Niektórzy twierdzą, że lekkomyślna i nierozważna, gdyż jej brawurowe szarże potrafią przyprawiać o gęsią skórkę. Nie pyta ilu jest wrogów, lecz pyta gdzie są. Jak na wysokiego rangą oficera przystało, patrzy na innych z góry, oczekuje posłuszeństwa. Nie toleruje sprzeciwu, narzuca swoją wolę perswazją lub siłą. Zawsze stawia na swoim. Nie interesuje się relacjami z innymi - życie poświęca armii i świata poza nią nie widzi. Cel uświęca środki - by go osiągnąć potrafi zręcznie manipulować innymi, uciekać się do podstępu. Myśli i dzała nieszablonowo. Zawsze jednak dotrzymuje danego słowa. Urodzony dowódca, który świeci przykładem. Nie woła "naprzód!", tylko "za mną!". To pierwsze i tak byłoby bez sensu, bo nie ma w świecie drugiej osoby, która szarżowała by na wroga szybciej. Nie boi się śmierci, nie patrzy jej w oczy. Żołdaki mówią, że to śmierć patrzy w oczy ich dowódcy. Ale co oni się tam znają, zwykle nie żyją na tyle długo, by się o tym przekonać...


Dowódca batalionu patrolu pogranicza Elmore w stopniu generała. Urodzony w wojskowym obozie na dalekiej północy, pod Shuttdart. Pochodzi z pradawnego rodu szlacheckiego miasta Rune, który niemal od zawsze szczycił się wojskowymi tradycjami. WIelu członków rodu piastowało w przeszłości stanowiska dowódcze, toteż wspinanie się po kolejnych szczeblach kariery wojskowej było dla Ytalyona bułką z masłem. Rodzinne koneksje bardzo w tym pomogły, jednak zasługi w walce sprawiały, że o tych pierwszych nikt nie śmiał wspomnieć. W 30 roku zycia objął dowództwo nad garnizonem Batalionu Patrolu Pogranicza Elmoren.

Początkowo nie cieszył się popularnością podwładnych - wprowadzony rygor i dyscyplina stanowiła dla nich egzotyczną nowość. Z czasem jednak, gdy porzucili nadzieję na zmianę (i zapasłe brzuchy),przekonali się do niego. Podczas wojny z królestwem Aden, armia Elmoren została rozbita na Polach Masakry i zmuszona do odwrotu. Wtedy to batalion Ytalyona przybył z odsieczą i osłaniając odwrót zapobiegł całkowitej klęsce. Przyszłość Elmoren wisiała na włosku, wydawało się, że potrzebny był cud. Wtedy to Ytalyon przedstawił swój śmiały plan. Zaproponował użycie latającego pojazdu do ataku na tyły wroga, by zniszczyć zaopatrzenie i zasiać strach w sercach sojuszników wroga. Pomysł był na tyle odważny co i bezczelny, że członkowie rady królewskiej długo dyskutowali nad nim. OStatecznie zgodzili się, zastrzegając by na misję zabrać jedynie ochotników. Nie było więc niespodzianką, że zgłosili się głównie podwładni Ytalyona, znający go już od lat. Na pokład zebrano stu żołnierzy, oraz kilkunastu chłopów-tragarzy. Zgodnie z planem przelecieli nad granicą, ominęli Aden, Oren, Dion, wylądowali pod Gludin gdzie od razu zaczęli szerzyć zamęt i zniszczenie. Wiedzieli, że mają dużo czasu, zanim posiłki z północy przybędą z odsieczą. Po tym jak spalili co mogli, zabrali łupy na pokład i pośpiesznie odlecieli w kierunku granicy. Kiedy przelatywali nad Wieżą Zuchwałości, rozpętała się jakaś dziwna burza. Żołnieże drżeli, gdyż było w tym coś niepokojąco magicznego.

Pioruny trzaskały ze wszystkich stron, a silne podmuchy wiatru miotały statkiem niczym opadłym liściem. W pewnym momencie stało się jasne, że statek nie dotrze do celu. Szkolony naprędce pilot-ochotnik nie miał dość doświadczenia, by wyjść z takiej opresji. Trafiony czarnym piorunem, statek zaczął spadać. Jakaś tajemniczas siła ściągała go w miejsce największej poczynionej masakry, pod wioską Floran. Ytalyon wiedział, że to magia magów z Białej Wieży. Przeklął ich i poprzysiągł zemstę. Wtedy statek rozbił się. Większość pasażerów zginęła od uderzenia, reszta skonała w mękach. Na miejscu zjawiły się pracujące w polu chłopki. Nie zważając na rannych, zaczęły szabrować we wraku. Wtem, jedna z nich zauważyła lśniący hełm Ytalyona. "Musi być wyjątkowo cenny" - pomyślała i chwytając za czerwony pióropusz zdjęła go z jego głowy. Momentalnie zrobiło się ciemno, rozpetała wichura, a chciwą chłopkę raził piorun. Padła na ziemię. Wkrótce do wraku przybiegli chłopi z pobliskiej wsi. Widząc, że jeszcze dycha, zabrali ją do wioskowego lekarza. Tam odzyskała przytomność. Lekarz, widząc że pacjentka się budzi, przyszedł wypytać ją o kondycję. "Co ci się stało? Jak cię zwą niewiasto?" - wypytywał. Ona jednak nie bacząc na nic chwyciła za nóż i wbiła go lekarzowi prosto w serce. "Ytalya, adeński psie", odrzekła. Podpaliła chatę lekarza i oddaliła sie w stronę zachodzącego słońca. Tak zaczęła się historia zemsty Ytalyona.




Podobno macha dzidą równie dobrze jak widłami.
Mówią, że w karczmie nie ma sobie równych w piciu gorzały.
Podobno mężczyzna, który się do niej przystawiał w karczmie, przepadł bez wieści.

# Źródło awataru:
https://www.turbosquid.com/pl/(...)1289656
- Adam Dotlacil




© 2015 - 2022   valdaron.pl

Stronę zalecamy oglądać w najnowszych wersjach przeglądarek.
Polecamy używać Google Chrome
Autorem ikon, które występują
w elementach graficznych jest LORC
na licencji: Creative Commons Attribution 3.0 Unported License