TRESER SUKKUBÓW
MĘŻCZYZNA
MROCZNY ELF
RYCERZ SHILLEN
SAMOTNIK
PLOTKI


Nosi się jak na Templariusza przystało. Dumna postawa. Pewny krok. Głowa wysoko. Gdy odsłania twarz pannom miękną kolana a dźwięk jego głosu hipnotyzuje i drażni co wrażliwsze. On sam ma to kompletnie aep arse. O pancerz i broń dba tak, jak dba się o swoje dziecko. Nad stylowość stawia funkcjonalność.


Nagłe uderzenie wiatru wypędziło woń kadzidła znad ołtarza ofiarnego dławiąc fioletowe płomienie kagańców. Kilkanaście ponurych sylwetek odzianych w połyskliwe biało czerwone kaftany pokryte łuską kołysało się w ekstazie błyskając białkami oczu. Echo chóralnie powtarzaneo szeptu, pełzającego po ścianach wzmagało się: "Vol'ezir... Ezzazon... Xulven..."

Ziemia pod stopami zadrżała wydając basowy pomruk. Leżący na nisko połozoej, monolitycznej płycie szaroskóry dzieciak wyprężony jak struna zdawał się nie oddychać. Umysł jeszcze walczył ostatkiem sił, resztkami wspomnień, resztkami świadomości. Pod ołtarzem powietrze zadrgało tworząc wirujący dysk mgły. Mgła gęstniejąc zaczęła pulsować tworząc portal o niesamowicie strych brzegach.

"Vol'ezzir...Ezzazon...Xulven..." - nieprzerwanie niósł się upiorny kantyk na trzy głosy splatający się w plugawe trytony. Powierzchnia portalu pękając w sześciu miejscach ustępowała i wyślizgnęły się trzy pary dłoni, a za nimi ramion. Ich ruch zdawał się przerażać i urzekać jednocześnie.

"Vol'ezzir...Ezzazon...Xulven..." - mamrotały sylwetki otaczające ołtarz, gdy z ramionami wysunęły się trzy głowy o obliczach, na widok których przeciętny śmiertelnik postradałby zmysły z zachwytu, ale ktokolwiek leżał przyczajony na skalnej półce ponad salą przeciętny nie był. Gapił się dygocząc z zimna w mokrych od słonej wody portkach i koszulinie.

"Vol'ezzir...Ezzazon...Xulven..."

Istoty z portalu, który odsłaniał już ich plecy i biodra zaledwie dotknęły ramion i głowy dzieciaka, gdy na jednej ze ścian pojawił się rozbłysk w mgnieniu oka tworząc powierzchnię jakby polerowanego chalcedonu i wybiegł z niego oddział Templariuszy Shilen. W milczeniu. Każdy z nich wiedział co miał zrobić. Jak zrobić. I komu.

Szarża.
Cięcia.
Sztychy.
Krew i żelazo smakuje jednakowo.

Zaskoczeni kultyści nie byli w stanie zareagować, chorał utracił spoistość a trzy istory wydając okrzyki gniewu i bezsilności z wydatnych ust zaczęły zapadać się w drgającą pod nimi wirującą powierzchnię.

Odbicie.
Skok.
Precyzyjny chwyt.

Dwie tancerki ostrzy zerwały dzieciaka z ołtarza poza zasięg istot, które teraz już zapadnięte po piersi podobne do kobiecych miotały się zapadając coraz bardziej. Ich krzyk wzmagał wstrząsy i ci kultyści, którzy jeszcze byli przy życiu tracąc równowagę upadali na ziemię, zaczęły pojawiać się pęknięcia na ścianach, a ze stropu sypać się odłamki. Dowódcy starczyły trzy uderzenia serca by ocenić sytuację. Odwrót!
Przenieśli nieprzytomnego chłopca z prędkością wiatru przez portal. Dowódca biegł ostatni. Zatrzymał się przed samym wejściem. Spojrzał w górę na skuloną sylwetkę. Ich spojrzenia spotkały się. Mroczny widział szczegółowo twarz ukrytego na skalnej półce. Twarz nie zdobyły szpiczaste uszy, o nie. Zatem, nie ma potrzeby dla jej właściciela podejmować dodatkowego ryzyka. I tak zresztą zginie za chwilę. Wkroczył w bramę nie oglądając się już za siebie, gdy dobiegł go potrójny szept: "On należał się nam! A my jemu wy głupcy!"

Ptaszysko kołując nad wyspą wypatrywało gryzoni i lustrowało okolicę: pagórki skąpo porośniete roślinnością, skalisty ozdobiony świeżo roztrzaskanym wrakiem okrętu na którego maszcie powiewała smętnie piracka bandera. Promienie słońca odbijały się od rufy z rzeźbionym napisem "CZARNY DIAMENT". Spomiędzy skał wyczołgała się humanoialna postać. Skrzydlaty drapieżnik skupił na niej spojrzenie. Istota była słaba i okrwawiona. Łatwy łup. Chociaż trochę zbyt duży.
Zanurkował w jego stronę by złapać coś futrzastego i kicającego co spłoszone obecnością ludzkiego wyrostka zdecydowanie jawiło się bardziej smakowicie.

Co z nim będzie Tetrarcho?
- A co ma być...uciekł. - Wzruszył ramionami dostojnik.
Nie jest pępkiem świata. Są inni, bardziej godni. Każdy jest naznaczony w taki czy inny sposób a matką wszystkich nas pozostanie Shilen. Jeśli wróci, to jeszcze sobie porozmawiamy. Przeklęty. Po trzykroć przeklęty!

Trwało to może pół chwili. Widział to wszystko dokładnie jeszcze raz. Czuł napięcie mięśni i chłód płyty ofiarnej. Widział siebie z lotu ptaka. I rytuał i walkę. I człowieka na plaży. Wszystko sobie przypomniał. Do czegoż to może doprowadzić zaglądanie innym przez okno. Potrzebował odpowiedzi od człowieka z plaży, teraz miał pewność że to on. I ruszył jego śladem.
"Vol'ezzir...Ezzanon...Xulven..." - odbijało się echem w jego wspomnieniach ożywionych nagle na widok symbolu na pieczęci, która topiąc się w płomieniach oddzielił się od pożeranego ogniem z kominka zwoju.




Nigdy nie słyszano by złamał dane słowo. Nie słyszano też by je komukolwiek kiedykolwiek dał poza poza jednym przypadkiem.
Żyje dewizą "nie siłą lecz śmiałością zdobywaj"
Wietrznik, łajdak i hazardzista
Opętany

# Źródło awataru:
https://static.wikia.nocookie.net/faerun(...)&path-prefix=pl
- www.kolgallery.spb.ru




© 2015 - 2022   valdaron.pl

Stronę zalecamy oglądać w najnowszych wersjach przeglądarek.
Polecamy używać Google Chrome
Autorem ikon, które występują
w elementach graficznych jest LORC
na licencji: Creative Commons Attribution 3.0 Unported License