PATRZAŁY DONIEWIDZENIA
MĘŻCZYZNA
KRASNOLUD
KOWAL
PIOŁUN
PLOTKI


Przysadzisty krasnolud w sile wieku. Co prawda na głowie pozostały już tylko siwe włosy tak samo jak i na twarzy, ale posturą nie odbiega od młodszych krewniaków. Krępej budowie ciała efektu dodają dłonie zdające się nieproporcjonalne do niewysokiej osoby krasnoluda. Grube paluchy mocno zaciskają się w pięści, po których widać, że od lat były trenowane przy ciężkiej pracy. Broda jak i wąsiska upięte metalowymi zapinkami co by w pracy nie przeszkadzały a może to taki kaprys. Twarz smagła od długich lat pracy przy piecu udekorowana kilkoma bliznami. Jedna szczególnie wyraźna i gruba biegnie pod prawym ,ślepym okiem. Mimo, że krasnolud ma tylko jedno sprawne oko nie rozstaje się ze swoimi goglami. Facjata krasnoluda nie jest najprzyjemniejszym widokiem w tym świecie, ba, mógłby z powodzeniem brać udział w konkursach na najbardziej zakazaną gębę o ile ktoś chciałby takie konkursy organizować. Ubrany zazwyczaj w ciężki, skórzany fartuch, pod nim praktyczne ubranie, które nie przeszkadza w pracy. Poza kuźnią zakłada to co ma pod ręką. Wygoda ponad wygląd.


Mimo, nie ukrywajmy, paskudnego ryła zdaje się całkiem poczciwym krasnoludem. Z oczu... z oka bije pewien spokój. Thorgrim zwykł mówić prosto i nie komplikować sprawy wyszukanym słownictwem, przez to i przez swoją bezpośredniość można go uznać za swego rodzaju gbura czy mruka, co sam kwituje machnięciem ręki. Ciężko tego krasnoluda wyprowadzić z równowagi, choć niewątpliwie jest to możliwe i zapewne już tego dokonano. Nie posiada uprzedzeń względem ras czy płci, nie cierpi za to osób zwyczajnie tępych jak i tych, które uważają się za lepszych od innych.


Tarag Gorm. To tam przed laty wszystko się zaczęło. Przy piecu, w pewnej chacie na skraju osady. To tam wczesną wiosną na świat pośród strasznych krzyków przyszedł na świat Thorgrim. Jak niesie historia to nie krzyczało niemowlę ale matka i nie z bólu, bo rodziła już czterokrotnie. Krzyczała bo według plotek, jej najmłodszy syn był tak paskudny, że myślała iż padła ofiarą jakichś czarów. Na szczęście dla malucha, nie był on zaczarowany a jedynie paskudnie owłosiony co wyjaśniło się w chwile po porodzie jak tego małego, pomarszczonego krasnoluda umyto. Thorgrim dorastał w osadzie, a będąc najmłodszym dzieckiem miał pod górkę z rodzeństwem, a często i pod wiatr. Długo mu dokuczano w związku z historią przy narodzinach, co zaowocowało powstaniem historii o Incydencie w Tarag Gorm, opowiadanym zresztą chętnie ku uciesze słuchaczy, przy każdej możliwej okazji. Thorgrim wychowywał się w rodzinie z tradycjami wojskowymi. Pradziadek nie był wojskowym, dziadek nie był wojskowym a i ojciec też wojskowym nie był to i Thorgrim postanowił nim nie zostawać. Podjął nauki u kowala. Starał się pilnie, choć nie przychodziło mu to z łatwością. Nauczył się wykuwać potrzebne w kopalniach narzędzia, różnego rodzaju metalowe części do maszyn, ale z czasem zaczęło go już to nudzić, bo ileż setek kilofów można jeszcze zrobić, ile kół zębatych, których i tak nikt nie chwali i nie mówi o nich dopóki się nie zepsują. Chciał tworzyć rzeczy, które inni będą mogli podziwiać, chwalić się nimi, mówić o nich. Opuścił rodzinne strony i ruszył by uczyć się u różnych rzemieślników pracy nad zbrojami i orężem. Długo zajęło to uczenie, odwiedzał miasta ludzi i elfów, był nawet u orków ale jakoś długo tam nie zabawił. Miewał liczne przygody, raz szczęśliwe a raz mniej. W jednej z takich przygód, nad rzeką nieopodal Dion... - a o to to już lepiej jego samego zapytać. Koniec końców udało mu się zarobić parę aden i zainwestować w swoją, prywatną, thorgrmimową kuźnię. Marzenie się spełniło od tej chwili, będzie wytwarzał rzeczy, które klienci będą chwalić i się nimi zachwycać z uśmiecham płacąc za wykonaną robotę. Życie miało jednak inne plany...

Słońce nie wzeszło jeszcze nad miasto, gdy w niewielkim zakładzie, schowanym gdzieś pomiędzy innymi budynkami rzemieślników, krasnolud polerował ukończony zeszłej nocy mały sztylecik. Broń zdawała się być zabawką. Na wąskim ostrzy było widać delikatne zdobienia układające się we wzór jakby winorośli. Jelec udekorowany trzema różnymi kamieniami, szafirem po jednej, ametystem po drugiej i rubinem po środku. Rękojeść obłożona jasną skórą. Krasnolud odłożył sztylet do małego, drewnianego pudełeczka wyłożonego zielonym suknem. Nabił fajkę, rozpalił i przysiadł na zydelku. Z kieszeni wyciągnął niewielki kajet i zaczął go wnikliwie studiować.

- Sto i pięćdziesiąt za rudę żelaza. Dwieście za adamant, po trzysta za kamyki no i sto za skórę. - Zaciągnął fajkę. Wypuścił dym, który rozszedł się po pomieszczeniu. - Cholera dużo. Za dużo. Ceny mnie dobiją jak się rynek nie unormuje - mówił sam do siebie. Zaciągnął fajkę raz jeszcze. Gdy wypuszczał dym, drzwi do kuźni się otwarły i do środka wszedł niewysoki, bogato ubrany jegomość. Pucułowaty, łysawy.
- Dzień dobry - powiedział głosem wysokim, za wysokim jak na mężczyznę.
- Powiedzmy - krasnolud znów zaciągnął fajkę.
- Wszystko gotowe, tak jak się umówiliśmy? Dziś wielki dzień, mości krasnoludzie.
- Ta. Gotowe. - krasnolud wskazał pudełeczko ze sztyletem w środku.
- Pysznie - zachwycił się łysy strojniś. - No nieźle panie krasnoludzie, nieźle. A przy okazji powiedz mi jeszcze skąd to dziwne nazwisko i herb? Bom się długo zastanawiał, przecież dęby nie mają szyszek a cis też nie ma liści.
- Po rodzicach, nie mój wybór. - krasnolud wypuścił dym.
- Dobra to będziemy się liczyć. Nie mam czasu za wiele, a chętnie bym posłuchał jak to wykonałeś ten sztylecik. Muszę zaraz jechać do Winnic Fariona, staram się o rękę jednej z jego córek a ten prezencik ma mi w tym pomóc. Mówże ile Ci jestem winien.
- Hmmm - krasnolud raz jeszcze przejrzał notes. - Tak jak się umawialiśmy dziewięćset - Krasnolud zaciągnął fajkę.
- Dziewięćset? - strojniś wydawał się zdziwiony. - Myślałem, że mówiliśmy o kwocie bliższej pięciu setkom.
- Nie, ustaliliśmy cenę na dziewięćset - Wypuścił dym i westchnął lekko.
- Niech będzie - burknął panicz. - A mogłem iść do Jorwida, jest tańszy i można z nim negocjować - dodał cicho pod nosem. - Proszę o to zapłata - Rzucił na stół sakwę, w której zabrzęczały monety. Wziął pod pachę pudełko i wyszedł z warsztatu nie zamykając drzwi.
- Eh, kolejny bogaty kutas - westchnął krasnolud chowając sakiewkę do kieszeni płaszcza. Zaciągnął fajkę i stanął w drzwiach.

Pierwsze promienie słońca oświetlały wąską uliczkę, na której po woli otwierali swoje zakłady inni rzemieślnicy. - Piękny dzień. Ciekawe jak jest teraz w Tarag Gorm? - Raz jeszcze zaciągnął fajkę, pomachał do szewca z naprzeciwka i wrócił do kuźni, rozpalać piec...




Mówią, że jak na krasnoluda to nie za bardzo lubi piwo.
Mówią, że nie lubi się targować.
Mówią, że świetnie jeździ konno.
Mówią, że lubi łowić ryby dla rozrywki nie dla jedzenia.
Mówią też, że to wszystko może być nieprawdą.

# Źródło awataru:
https://ibb.co/M2CmPH7
- Michele Frigo




© 2015 - 2022   valdaron.pl

Stronę zalecamy oglądać w najnowszych wersjach przeglądarek.
Polecamy używać Google Chrome
Autorem ikon, które występują
w elementach graficznych jest LORC
na licencji: Creative Commons Attribution 3.0 Unported License