Typowa przedstawicielka swojej rasy, o grafitowej cerze, wiecznie nieobecnym spojrzeniu i śnieżnobiałych włosach, bardzo często
zabarwionych na całą tęczę różnych kolorów, co jednak istotne kolorów w ciemnych i raczej ponurych odcieniach.
Jak wiele mrocznych elfek, preferuje dosyć wyzywające stroje, z tą jednak różnicą, że jej kreacje potrafią być zarówno eleganckie,
jak i zupełnie kiczowate. Całokształt pogarsza tylko obecność masy bransoletek, koralików i dziwacznych ozdóbek, których czasem nosi wręcz w nadmiarze.
Już na pierwszy rzut oka widać, że z tą konkretną elfką jest coś mocno nie w porządku. Zwykle milcząca, potrafi tkwić w bezruchu uparcie wpatrując się w jeden punkt,
albo co gorsza obserwować inne osoby w sposób co najmniej niepokojący.
Nie jest też niczym wyjątkowym kiedy mówi o sobie w trzeciej osobie, rozmawia z przedmiotami, albo powtarza słowa swoich niewidzialnych towarzyszy.
Trudno ocenić jej motywację i cele, czasem nawet trudno się z nią porozumieć. Jeżeli istnieje jakikolwiek spójny wzorzec jej zachowań, inny od czystego chaosu, nikt go do tej pory nie odkrył.
Mroczna elfka mozolnie wygramoliła się spod koca i spomiędzy objęć dwóch twardo śpiących mężczyzn. Na czworakach przeszła wzdłuż łóżka,
po czym ześlizgnęła się po cichutku na podłogę, zupełnie jak wprawna zabójczyni. Zaraz potem zaklęła na cały pokój, gdy małym palcem u nogi
uderzyła o kirys rycerskiej zbroi, powodując przy tym sporo hałasu. To akurat nie była zagrywka niczym u wprawnej zabójczyni.
Maniakalnym spojrzeniem błądziła po pokoju, aż napotkała wazon pełen róż. Po pospiesznym wyrzuceniu kwiatów przyłożyła go do ust i wręcz
wyżłopała całą zgromadzoną w nim wodę jednym duszkiem. Była tak spragniona, że zawartość smakowała jej niczym boski napój.
Powodziła wzrokiem po pomieszczeniu. Mimo środka nocy i braku księżyca, widziała wszystko doskonale, jak zresztą wszyscy mroczni.
Tak też wypatrzyła puchatą maskotkę w kształcie włochatego pająka, spoczywającą na małym stoliku pomiędzy licznymi, opróżnionymi
butelkami po trunkach. Pomimo, że stworzenie starano się oddać wiernie, wyglądało nie strasznie a pociesznie, niczym zabawka dla małej dziewczynki.
Elfka spojrzała w oczy zrobione z dużych, czerwonych paciorków, dziwnie wykrzywiając twarz. Potem zerknęła na dwójkę śpiących ludzi i znowu na pająka.
- Hmmm? Co to znaczy, że nie to mieli na myśli gdy się zakładali, czy dam radę dwóm rycerzom naraz? A o co innego mogło im chodzić? Och... Doprawdy? Jest pan tego pewien panie pająk? Uch... To... Musimy to skorygować.
Elfka odstawiła maskotkę na stół, po czym sięgnęła po leżące na ziemi róże, układając je na torsach śpiących młodzieńców. Cmoknęła z zastanowieniem, gdy jej uwagę przykuła prawie nienaruszona butelka.
Napis na niej głosił, iż zawartości nie powinien brać do ust nikt poza orkami i krasnoludami, a poza tym można też jej użyć do konserwacji ruchomych elementów golemów oblężniczych.
Bez większego zastanowienia wylała połowę na łóżko, a drugą połowę na walające się po podłodze ubrania. Zabrawszy puchatego pająka, obróciła się jeszcze w drzwiach, mrucząc coś pod nosem.
Wokół jej palców zawirowały czarne płomienie, które spiralnym ruchem pomknęły w stronę środka pokoju. Podskoczyła uradowana, kiedy nasączone trunkiem odzienie
stanęło w płomieniach, zupełnie ignorując fakt, że płonie tam też wszystko to, co wcześniej sama miała na sobie.
Zamknąwszy drzwi zeszła boso po schodach i wyminęła biesiadników, którzy upojeni winem drzemali w sali wspólnej. Tym sposobem opuściła oberżę zupełnie niezauważona, wychodząc na chłód nocy.
Przytuliwszy ciasno pana pająka do piersi, ruszyła przed siebie beztroskim krokiem, nucąc jakąś żeglarską, a co za tym idzie sprośną piosenkę.
Następnego dnia ktoś tam wspominał o pozbawionej strzępu odzienia elfce, spacerującej nocą ulicami miasteczka, jednak nikt też nie przywiązywał do tego większej wagi,
bowiem głównym tematem plotek był tajemniczy pożar na piętrze oberży, w którym spłonęło żywcem dwóch młodych rycerzy, a gdyby nie czujność strażników przy bramach, mogliby nie przeżyć wszyscy obecni.
Spojrzał raz jeszcze na zawartość dokumentów, po czym zwinął je w rulon i wcisnął za pazuchę, zapalając przy tym skręta wypełnionego jakimś tanim, suszonym paskudztwem.
ie cierpiał tej roboty. Zawsze liczył, że jako cesarski inspektor będzie zajmował się sprawami wagi państwowej, zamiast tego notorycznie nakazywali mu tropić wariatów i szaleńców.
Co gorsza zawsze jego informatorzy musieli tkwić w paskudnych dziurach, zapyziałych zaułkach i podobnych, zapomnianych przez bogów miejscach. Tym razem jednak przesadzili.
Podziemnemu Ima Thalor co prawda daleko było do zapyziałej dziury, ale z całym tym miastem było coś mocno nie tak. Ciarki przechodziły mu po karku od samego tam przebywania.
Naciągnął mocniej kołnierz i wszedł do ponurego budynku, w którym nad księgami rezydował jeden z lokalnych magistrów.
Nie owijając w bawełnę, po wymienieniu niezbędnych powitań i formalności wprost oświadczył, że przychodzi w sprawie niejakiej Oreyene z domu Dryarreth.
Mroczny elf kazał mu ściszyć głos i dał do zrozumienia, że jest to kwestia niewygodna, będąca powodem do zażenowania i wstydu.
- Nie będę udzielał lekcji historii... Starczy rzec, że kiedy rozwinęliśmy potencjał mrocznych sztuk, dom Dryarreth zaczął je zgłębiać w stopniu wręcz obsesyjnym.
Przekonani, że to droga do dominacji naszej rasy nad całym kontynentem stracili wszelakie pohamowanie. Związki między rodzeństwem i kuzynami były u nich na porządku dziennym,
kiedy więc dodali do tego przywoływanie coraz potężniejszych demonów, tworzenie nieumarłych kreatur... Cóż. Większość z nich popadła w obłęd i zginęła z ręki własnych eksperymentów,
a ich posiadłość pewnego dnia wyparowała wręcz w magicznej eksplozji. Dom Dryarreth to praktycznie wymarły ród, który sam sprowadził na siebie zgubę.
Bardzo niewielu ich zostało, nie mają praktycznie żadnej władzy i wpływów. Dlaczego tak odległe sprawy interesują cesarskich śledczych?
- Nas interesuje wszystko, co ma wpływ na bezpieczeństwo. Zatem żeby było jasne. Gdzieś tam grasuje obłąkana elfka, potomkini jakiegoś nawiedzonego rodu,
dysponująca bogowie wiedzą jakimi czarnoksięskimi mocami, nad którą kompletnie nikt nie panuje? Czy wy oszaleliście?
- Twa ignorancja w sprawach magicznych jest porażająca człowieku. Szaleni czarnoksiężnicy istnieją głównie w bajaniu bardów.
A to dlatego, że władanie magią, a już zwłaszcza mrocznymi sztukami, wymaga ogromnej koncentracji, skupienia, intelektu, dyscypliny, opanowania i silnej woli.
Ona zaś... Cóż, ona jest po prostu stuknięta. Nie jest groźna bardziej od pijanego orka w oberży. Dziwi mnie, że w ogóle ktokolwiek o nią pyta.
- Pijany ork rzuca kuflami i krzesłami, ta wariatka z kolei ma do dyspozycji śmiercionośne zaklęcia...
- Raczej zaklęcia chaotyczne i niestabilne. Ach i w przeciwieństwie do pijanego orka, do pojmania jej wystarczy przydzwonienie w łeb pałką.
Jeśli macie z nią problem, po prostu ją aresztujcie. Nikt raczej nie upomni się o jej wolność. A teraz... Mam ważniejsze sprawy na głowie.
Więcej nie udało mu się od mrocznego wyciągnąć, zresztą czym prędzej został wyproszony pod błahym pretekstem. Miał przeczucie, że elf nie powiedział mu prawdy,
w końcu zginęło dwóch wojaków z zakonu. Ktoś, kto potrafi dać radę dwóm młodym rycerzom naraz, nie może nie być niebezpiecznym.
Zastał ją w samo południe na brzegu rzeki. Gdyby miał oceniać jej strój powiedziałby, że to albo miejscowa ladacznica, albo członkini lokalnej trupy grajków,
która pełni tam w zastępstwie rolę błazna. W zasadzie to wyglądała jak coś pomiędzy. Z pewnością zaś nie wyglądała na niebezpieczną wiedźmę. W zasadzie w ogóle nie przypominała czarodziejki.
Nie dając się zbić z tropu, inspektor przedstawił się w bardzo oficjalny sposób, recytując wszystkie paragrafy, w oparciu o które działa.
Potem wspomniał o pożarze w oberży, oraz zeznaniach świadków, którzy widzieli ją w towarzystwie nieżyjących już mężczyzn. Napomniał o surowych konsekwencjach,
które wyciągnie kościół Einhasad, a także dodał formułkę o interwencji Białej Wieży w związku z użyciem zakazanej magii. Tak naprawdę nie miał o magii pojęcia i po
przemyśleniu wszystkiego nabrał wątpliwości, czy mroczna jest faktycznie winna całemu zajściu, wszak wydało mu się wątpliwe, by rycerze zakonni gustowali w takim towarzystwie.
Po prostu zablefował licząc, że wystraszona elfka zdradzi co wie.
Sama przepytywana nie wykazywała cienia zainteresowania. Słuchała w milczeniu, oblizując malutkie, pocieszne czaszki, wykonane z lukru i czekolady.
Musiało minąć trochę dłuższych chwil nim się odezwała, wskazując przy tym na maskotkę pająka, która spoczywała na pobliskim kamieniu.
- Oreyene często słyszy głosy. Duchy do niej mówią. Pan pająk powiedział, że jest dobrym znajomym potężnego Kashy. Czasami łowią razem ryby.
Lubią te o różowym mięsie, ale nie lubią gdy w pobliżu pływają kaczuszki. Pan pająk powiedział, że rycerze wstydzili się nocy z Oreyene bo dała radę dwóm naraz.
Chcieli ją udusić i zakopać o poranku na plaży, by nic nie dotarło do uszu wysokiego kapłana. Musiała się bronić. Jednak udekorowała ich różami pierw.
Teraz pan pająk mówi, że wyjaśni to cesarskiemu inspektorowi. Oreyene pokaże jak słyszeć głos pana pająka, tak?
Mężczyzna chciał odpowiedzieć, ale nie potrafił się odnieść do tego, co usłyszał. Wypowiedziane przez nią słowa miały mniej sensu niż pijacki bełkot,
a jednocześnie brzmiały, jakby jego rozmówczyni doskonale wiedziała o czym mówiła. Ostrożnym krokiem podszedł bliżej do mrocznej, która sięgnęła po maskotkę i ułożyła ją sobie na kolanach.
Nagle elfka rzuciła mu się na ramiona, obejmując go za szyję i namiętnie całując. Z trudem powstrzymał odruch sięgnięcia po miecz. Zamiast tego postanowił
stanowczo, acz niezbyt brutalnie wyswobodzić się z krępującej sytuacji, jednak z jakiegoś powodu nie potrafił. Pocałunek był tak zniewalający,
że aż nogi zaczęły się pod nim uginać. Po dłuższej chwili blady jak śnieg mężczyzna z głośnym pluskiem wpadł do rzeki, jakby coś naraz wyssało
z niego całe życie i zostawiło pustą skorupę.
- No, no... Nieładnie panie pająk. Zobacz do czego doprowadzasz biedną Oreyene swoimi radami. Tak się nie będziemy bawili.
Elfka podrzuciła maskotkę w górę, a ta zawirowała w powietrzu, po czym rozdarła się na strzępy trafiona magicznym wichrem.
![]() | Słodka ale stuknięta. Podobno potrafi spędzić z kimś upojną noc tylko po to, by nad ranem wyciąć temu komuś serce. |
![]() | Podobno potrafi rozmawiać z duchami, a głosy szepczące w jej głowie dają jej dostęp do wiedzy o rzeczach, których nie ma prawa znać. |
![]() | Podobno to potężna wiedźma, będąca produktem chorych eksperymentów jej rodziny, która poznała arkana wielu zakazanych sztuk. |
![]() | Podobno to wyrachowana morderczyni opętana przez demony, a przy tym agentka mrocznej sekty shilenitów. |
![]() | Podobno ma słabość do szmacianych maskotek i słodyczy. I kaczuszek też. |
![]() | Podobno to nieszkodliwa wariatka, a wszystkie inne krążące o niej plotki są wymysłem nieżyczliwych niegodziwców, którzy pastwią się w ten sposób nad zupełnie niegroźną i niczemu niewinną elfką. |