Jest dość wysoką i szczupłą elfką z delikatnie zarysowanymi mięśniami. Jej skóra pokryta jest głębokimi bliznami. Najbardziej charakterystyczna jest jednak blizna przy oku, którą często zasłania złocistymi włosami bądź maską. Nosi dość długą grzywkę i lubi mieć rozpuszczone włosy, gdy zakłada kaptur. Przed ważnym zleceniem bądź walką zawiązuje pasma w wysoki kucyk. Mimo, że naturalnie jej oczy są koloru zielonego, to można zauważyć w nich wiele srebrnych kształtów przypominających lód. Jej ubiór zawsze jest odpowiedni do sytuacji, w której się znajduje. Nocą skrada się zakapturzona w skórzanych spodniach i pasującej do nich koszuli. W dzień przechadza się w tunikach, bądź w strojnej satynowej sukience, by pokazać swój pozorny wyższy statut społeczny. Niezmiennym elementem ubioru jest sztylet, który zawsze nosi przy swoim boku.
Jest bardzo chłodna w stosunku do innych osób i niezbyt skora do rozmowy. Można u niej zaskarbić sobie szacunek jedynie przez interesy. Chętnie podejmuje się różnych zleceń kradzieży, zdobycia danego przedmiotu czy morderstwa, ale tylko za odpowiednią zapłatą. Tak samo szybko wydaje złoto, jak je zarabia. Nie potrafi zrozumieć uczuć innych stworzeń i średnio ją to interesuje. Mimo pustki w środku i braku emocji posiada swój honor, który czasem stopuje ją przed morderczymi zapędami.
Liv! Słyszałaś, że przyjeżdża do nas wędrowna trupa z samego Dessoran? Podobno ich przedstawienia są niemal magiczne – krzyknął z zachwytu młody rycerz.
- Przecież już każdy o tym gada – wymamrotała elfka – Magia nie jest czymś niezwykłym, no chyba, że mówimy o tej dziurze – dodała kąśliwie – Tutaj chyba każdy jest przeklęty i nie ma żadnych zdolności.
- Ty to zawsze musisz podchodzić z takim „entuzjazmem” do wszystkiego – Eludrar zaśmiał się głośno i złapał Liviarel za dłoń - Idziesz ze mną czy tego chcesz czy nie!
Pod wpływem dotyku twarz młodziutkiej kobiety nabrała delikatnych rumieńców. Nie uśmiechnęła się, ale jej serce mocno się radowało. Kiwnęła lekko zgadzając się i poszli
razem w stronę okolicznych straganów. Nie był to jednak pożądany widok, ponieważ obydwoje byli z dwóch różnych światów.
Elfka była sierotą walczącą o przeżycie i pochodziła z nędznego domu na przedmieściach. Natomiast mężczyzna był dobrze aspirującym rycerzem z wyższych sfer.
Nie przeszkadzało im to jednak nawiązać przyjaźń, która była ponad wszelkimi podziałami. Wspólnie spędzali czas i ćwiczyli swoje umiejętności.
On chciał się piąć w górę i zostać szanowanym rycerzem gwardii królewskiej, a nawet kapitanem. Jej pragnieniem nie była tylko chęć przetrwania w tym mrocznym świecie.
Miała plan, by zarabiać na zleceniach na groźne bestie. Chciała odłożyć nieco złota, by stać się kimś bogatszym i szanowanym. Robiła to dla Eludrara.
Eludrar stał mocno wyprostowany i próbował z całych sił nie okazywać swojego przejęcia. Po paru latach wierniej służby miał otrzymać swoje ostatnie zadanie,
prowadzące go do upragnionego celu. Mógł otrzymać rangę kapitana i mieć pod sobą całkiem spory oddział. Jego upór i waleczność były znane nie tylko
w samym królestwie, ale i w pobliskich twierdzach i wsiach. Jego zachowanie i prezencja przyciągały większość znanych mu kobiet. Ranga kapitana mogła mu dać jednak znacznie więcej.
- Jest to zadanie, które musisz wykonać sam. Potrzebujemy pewnego pakunku, który został przejęty przez grupę liczącą około tuzina dawnych zbiegów.
Może i potrafisz dowodzić i walczyć, ale czy potrafisz być wystarczająco sprytny, by przeżyć? - mężczyzna spojrzał na Eludrara z błyskiem w oku.
Nienawidził go z jakiś względów i pragnął, by nie uszedł cało. Tą posadę chciał zaoferować komuś z bliższej rodziny.
– Tu jest ich ostatnie miejsce pobytu - pokazał na mapie górę, w środku której było kilka połączonych ze sobą jaskiń. Było to idealne miejsce dla dezerterów, złodziei i innych zbirów.
- To samobójcza misja! - krzyknął Eludrar.
- Nie tym tonem! Myślisz, że takie rangi dostaje się za piękną buźkę? – syknął starszy mężczyzna – Podejmiesz się tego czy nie?
- Tak jest – zasalutował rycerz, a jego dłoń lekko drgnęła – Rozpocznę przygotowania do misji już od teraz.
- Tylko bez guzdrania się. Odmaszerować - powiedział szorstkim głosem rozmówca Eludrara i z wielką ignorancją odwrócił się na pięcie i wyszedł z komnaty.
Rycerz mocno zacisnął pięści, a jego całe ciało zaczęło drżeć. Nie wiedział, co ma zrobić. Jego cel był tak blisko, a jednocześnie tak daleko.
Do tej misji potrzeba było przynajmniej pięciu rosłych i doświadczonych wojowników, a on musiał wykonać to sam. Dlaczego otrzymał takie zadanie?
Przecież nie może z nimi walczyć, a nie wynajmie złodzieja, bo nikt nie pójdzie na pewną śmierć. Nawet jakby się znalazł jakiś szaleniec i cudem by mu się udało,
to czy nie szantażowałby go do śmierci? Jego głowa zaczęła mocno pulsować od tych myśli i wyszedł czym prędzej, by zaczerpnąć świeżego i chłodnego powietrza.
Ledwo jego noga stanęła na dziedzińcu, a tuż przed nim zgrabnie opadła zakapturzona postać.
- Co Cię tak zdenerwowało przyjacielu? - kobieta zsunęła kaptur i przyglądała się mu się bacznie.
- Liviarel... - mężczyzna uśmiechnął się szeroko i w tym momencie naszła go pewna myśl – Potrzebuję Twojej pomocy. Otrzymałem pewne zlecenie,
które musze wykonać, by moje marzenia się spełniły. Tylko Tobie mogę ufać i na Tobie polegać. – Eludrar ujął dłoń elfki i spojrzał głęboko w oczy.
- Przecież wiesz, że zawsze Ci pomogę. Cokolwiek by to nie było. – twarz Liv nabrała lekkich rumieńców. Nie potrafiła mu odmówić. Miał nad nią szczególną władzę i dobrze o tym wiedział.
- Tylko to musi zostać między nami. Chodźmy gdzieś w bardziej ustronne miejsce. – mężczyzna upewnił się czy nikt ich nie widzi i pociągnął za sobą przyjaciółkę, by omówić szczegóły swojego planu.
- Czy nie lepiej bym ja spróbowała się tam prześlizgnąć, a Ty zwróciłbyś na siebie uwagę, gdyby zrobiło się gorąco? Jestem znacznie szybsza i zręczniejsza.. – odparła ze spokojem w głosie.
- To ja muszę to zdobyć. Inaczej nie byłbym godzien tego, do czego dążę – powiedział lekko drżącym głosem rycerz i wychylił się nieznacznie by ocenić sytuację. Nie chciał przyznać, że tak naprawdę boi się bezpośredniego starcia z bandytami.
- Niech tak będzie. – powiedziała krótko i prawie niezauważalnie przemknęła, by ustawić się na swojej pozycji.
Mężczyzna wziął głęboki oddech i uważnie przypatrywał się głośnej zgrai, siedzącej przy sporych zniszczonych skrzyniach, które robiły im za stoły.
Na skrzyniach leżał napitek oraz napoczęte jadło, które zaczynało się już psuć i niewyobrażalnie śmierdzieć.
Eludrar skrzywił się i zaczął przemieszczać się bardzo powoli, by nie zrobić nawet najmniejszego hałasu.
Liviarel bacznie obserwowała poczynania towarzysza, gotowa do natychmiastowej reakcji. Z każdym kolejnym krokiem rycerza bała się o niego coraz bardziej.
Był już bardzo blisko tajemniczej niewielkiej skrzyneczki i gdy tylko nadarzyła się okazja sięgnął po nią i szybko schował się w niezbyt szerokim wgłębieniu w skale.
Jego oddech stał się szybszy, a w jego głowie pojawiła się panika. Nagle wszystkie te lata treningów nie miały znaczenia, a strach zamiast paraliżować prowokował go do szybkiej ucieczki.
Eludrar jak w amoku wychylił się i szybkim krokiem zaczął kierować się ku wyjściu. Jeden ze zbirów dostrzegł kątem oka ciemną postać, która zaczęła się coraz szybciej poruszać i wrzasnął:
- Co do kurwy? Kto tam jest. Wyłaź!
- Co on robi? – Elfka powiedziała do siebie i była zmuszona podjąć szybką decyzję. Rozejrzała się i szybko wzięła do rąk nieduży kawałek deski. Zamachnęła się i rzuciła w przeciwległym kierunku.
Mężczyźni odwrócili się w tamtą stronę i korzystając z okazji podbiegła do nich, by zwrócić na siebie uwagę, co chwilę zerkając czy jej przyjaciel zdążył już uciec.
Wiedziała, że jest znacznie szybsza od rosłych bandziorów i bez wahania podjęła to ryzyko. Pokazała im się w całej swojej okazałości.
- Paskudne macie te mordy - syknęła do nich i czym prędzej pobiegła w stronę wyjścia. Eludrar zdążył już uciec, więc jej misja była prawie skończona.
Gdy już miała minąć niezbyt szerokie wejście do jaskini, poczuła mocne ukłucie w plecach i opadła na ziemię.
Jej duch chciał biec dalej, ale ciało odmówiło współpracy przez przeszywający ból. Czuła jak jakaś gorąca ciecz spływa po jej plecach.
- Ty za to jesteś śliczna panienko - usłyszała i zemdlała w chwili, gdy coś uderzyło ją w tył głowy.
Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą potężnego mężczyznę, który rozdzierał jej szaty. Natychmiastowo zaczęła się szarpać, ale zbir wyciągnął sztylet i przystawił jej do oka.
- To ten sam, co przebił twoją piękną skórę. Myślisz, że jak wydłubię Ci nim oko, to będziesz tak paskudna jak my?
Zadrżała, gdy jego ostrze precyzyjnie rozcięło skórę wokół jej oka. Mimo, że szczęśliwie ominęło gałkę oczną, to krew płynęła dość gęsto i chwilowo straciła wzrok w jednym oku.
Skrzywiła się i zamachnęła ręką, uderzając w szczękę jej oprawcy. To tylko bardziej rozjuszyło mężczyznę, który zaczął okładać ją pięściami.
- Zdechniesz suko. Ale póki nie wydasz ostatniego tchnienia, będę się z Tobą... - elfka nie zdążyła usłyszeć niczego więcej, bo ponownie zemdlała z bólu.
Po jakimś czasie ocknęła się na chwilę, by zobaczyć leżącego na niej mężczyznę, dyszącego do jej ucha. Ponownie zrobiło jej się ciemno przed oczami i odpłynęła w bezpieczne miejsce.
Nie wiedziała ile to trwało. Może to były godziny, a może dni. Budziła się co jakiś czas, gdy jej oprawca wymyślał nowe tortury. Gwałcił ją, ciął i bił.
Co jakiś czas próbował napoić wodą, ale krztusiła się tylko odmownie i pragnęła już to zakończyć. Wciąż odsuwała od siebie myśl, że została zdradzona przez swojego przyjaciela.
Jedyną osobą, którą kochała i której mogła zaufać. Dał jej pozorne ciepło i wykorzystał do swoich celów. Nie chciała w to wierzyć i schowała tą myśl w najgłębszym zakamarku swojej psychiki.
Czekała tylko na śmierć, lecz ona nie chciała przyjść...
Obudziła się niespodziewanie i rozejrzała po niewielkiej jaskini. Było dość ciemno, a zaschnięta krew przy jednym oku nie pomagała w rozeznaniu się w sytuacji.
Wiedziała, że jest całkowicie sama. Podparła się ręką i próbowała wstać. Jej ciało całe drżało i pulsowało, ale nie czuła żadnego bólu.
Na całej skórze widniały siniaki, głębokie rany i zaschnięta krew. Jedynie na jej udach można było dostrzec dość świeże stróżki o jaskrawej barwie.
Wyprostowała się na tyle ile potrafiła i zrobiła mały krok w stronę szerszej szczeliny, prowadzącej do głównej jaskini.
Z każdym kolejnym krokiem jej ciało zadziwiająco szybko zaczęło wracać do sił. Brak jakiegokolwiek bólu rodził w jej głowie wiele pytań.
- Czy ja jeszcze żyję? - szepnęła Liviarel i przeszła przez szczelinę. Delikatnie oślepiło ją światło, którego dawno już nie widziała.
- O kurwa. Patrzcie! – krzyknął jeden ze zbirów i reszta spojrzała na całą we krwi, nagą elfkę.
- Patrzcie... Bo to ostatnia rzecz jaką zobaczycie - powiedziała bez emocji i w tym momencie stało się coś, czego i ona sama się nie spodziewała.
Przez jej ciało przeszła tajemnicza lodowata łuna. Rozpostarła szeroko ramiona, a nad jej dłońmi pojawiły się tańczące ostro zakończone kryształy lodu.
- Magini? Ja pierdolę. Czemu jej nie zabiłeś idioto! – wrzasnął jeden z mężczyzn i szybko złapał za miecz. Podbiegł do elfki chcąc uciąć jej głowę,
lecz jak tylko znalazł się zbyt blisko kobiety, kryształy lodu przebiły się do wnętrza jego serca i rozerwały go od środka.
Liviarel uniosła lekko kącik ust i zaczęła bawić się magią lodu, jakby robiła to od urodzenia. Zabijała i znęcała się nad każdym z bandy.
Nie czuła do nich nienawiści. Czuła całkowitą pustkę w środku. Jednak chciała ich krzywdzić za to, co jej się stało. Odcinała im kończyny,
podcinała gardła i wyciągała przez nie języki. Rozrywała ich umięśnione torsy, by wykrwawiali się z wyjętymi wnętrznościami. Jednak najlepsze zostawiła sobie na koniec.
- Nie! Błagam! O Pani Lodu! Popełniłem błąd. Nie wiedziałem kim jesteś…Oszczędź mnie! – łkał na kolanach jej główny oprawca.
- Ja sama nie wiem kim jestem. Wstawaj. – elfka powiedziała bardzo chłodno i przy pomocy magii sprawiła, że jego ręce i nogi zostały uwięzione w potężnych bryłach lodu.
- Nieee... Proszę! – krzyczał mężczyzna, ale Liviarel była głucha na jego błagania.
- Zdechniesz psie. Ale póki nie wydasz ostatniego tchnienia, będę się z Tobą zabawiała. – Jej słowa były wypowiedziane bez żadnych emocji.
Wyjęła mu zza pasa znajomy sztylet i szybkim ruchem dźgnęła w oko. Wyciągnęła je i kazała mu zjeść. Znęcała się nad nim tak długo, aż jego ciało i dusza nie poddały się całkowicie.
Po wszystkim zarzuciła na siebie znaleziony sporej wielkości kawał materiału, wzięła ze sobą sztylet i wyszła z jaskini jak gdyby nic się nie stało. Wzięła głęboki wdech i spojrzała w niebo.
- Eludrar... - nagle z jej pamięci wyłonił się obraz jej dawnego przyjaciela, a w jej oczach pojawiło się mnóstwo kryształków lodu.
![]() | Podobno nigdy się nie uśmiecha i nie uroniła ani jednej łzy. |
![]() | Tylko raz odmówiła wykonania zlecenia, bo nie chciała mordować dziecka. |
![]() | Jej wzrok potrafi zmrozić nawet najgorętsze serce. |