Nieco przykurczone, chude ciało, zgarbione ramiona obleczone w łachmany. Całość maskuje przydługi, czarny płaszcz. Siwe włosy, skołtunione tak, że nawet zgrzebło nic by się zdało, skutecznie skrywa kaptur wielkości jamy. Sięgająca aż po ziemię, czarna suknia poprzeszywana u dołu smugami błotnistej posoki, obwiązana w pasie skrząca się, fioletową wstążką. Policzki kobiety, zniszczone przez czas, wiatr i pogodę tak bardzo, że barwą i fakturą przypominają skórzany kaftan. W półmroku zaś mogą zdawać się świeże i delikatne. Pomarszczoną twarz zdominował przydługi, garbaty nochal, zdobiony brodawkami. Znad niego łypią oczy ciemne i zimne niczym opuszczone piekło. Brodawki i długie włoski na twarzy, nadają jej wyglądu starego kocura. Dla kontrastu obdarzona dźwięcznym, melodyjnym, aksamitnym, niemal anielski głosem. Śmiechem, niczym głos dzwonków rozchodzący się drżącym echem nad darnią aż po staw.
Najczęściej posłusznie, przy nodze sunie wierna, choć nieposłuszna i kapryśna przyjaciółka miotła, która swój nastrój manifestuje wielkością.
Z reguły samolubna introwertyczka, dla kaprysu choleryczka. Możliwe, że bywa zrozpaczona i przybita. Często się krztusi i zasłania usta zostawiając na dłoni maź o marchewkowym zabarwieniu. Kaszel łagodzi syropem o zapachu cebuli i czosnku? Dłonie wyciera o dziwo, zawsze czystą, upraną chusteczką.
Wróży dobrze, acz niechętnie wymagając przy tym zacnej ofiary. Jeśli nie jesteś w prawdziwej potrzebie nie zagaduj, nie pytaj. W gniewie i dla kaprysu rzuca złośliwe zaklęcia i czary.
Ocknęła się o zmroku z przeszywającym bólem głowy. Usiadła i pomacała obolałe miejsce. Skrzywiła się, natrafiając palcami na pokryty zaschnięta krwią guz za prawym uchem. Ktoś najwyraźniej miał celne oko i rzucił kamieniem z dużą siłą. Wiedźma wstała chwiejąc się trochę na nogach i próbowała opanować mdłości chwytające ją przy każdym ruchu. Szybko wymamrotała zaklęcie przeciw bólowi głowy i natychmiast poczuła się lepiej.
Lepianka w której mieszkała, znajdowała się na zachód od Białej Wieży. Znienawidzone miejsce, którego tak bardzo potrzebowała.
Drewniana podłoga skrzypiała przy każdym kroku. Z wielką ostrożnością i uwagą zabrała się do usuwania kurzu i zalegających pod łóżkiem kotów.
Oczywiście przy pomocy miotły, która znakomicie się nadawała do włażenia w ciasne kąty i pod meble. Wkrótce usypała na podłodze kopczyk pyłu.
Pozostała część pomieszczenia lśniła czystością. Czym prędzej omiotła wzrokiem półki w poszukiwaniu niezbędnych składników.
Wszędzie stały słoiki, dzbanki i różnej wielkości fiolki. Hiryja sięgnęła po niektóre i postawiła je na głównym stole.
- Na miejsce! – Rozkazała miotle. – Tylko bądź grzeczna.
Postrzępiona rózga zadrżała lekko, obróciła się i posłusznie poszurała do kąta, gdzie oparła się o ścianę.
Czarownica jeszcze chwilę nerwowo kręciła się po chacie. Z trudem skupiała myśli. Zamierzała właśnie przygotować wyjątkowy eliksir, jakiego jeszcze nigdy nie robiła.
Uśmiechnięte w lustrze odbicie ukazało wybrakowane i popsute zęby. Miotła w tym czasie, nie okazując skruchy poszurała przez kuchnię do holu.
Na widok stojącej z założonymi rękami Hiryji i surowym grymasie na brzydkiej twarzy, zwolniła jednak i przesunęła się wzdłuż ściany poza zasięg wzroku staruchy.
Rozległy się przytłumione odgłosy szamotaniny. Pierwsza pokazała się wysłużona szczotka, za nią trochę potargany druciany zmywak.
Miotła wyglądając na bardzo rozgniewaną popychała ich przed sobą. - Znowu to samo, tak?! – czarownica wytrzeszczyła na nią oczy.
Miotła natychmiast wcisnęła się do kąta i skuliła, próbując wyglądać na jak najmniejszą.
Człowiek przez moment sprawiał wrażenie, jakby się zastanawiał, lecz potem zaczął uciekać. Czarownica nie była zdziwiona. Właściwie od początku się tego spodziewała. Ruszyła za nim.
Odbił w prawo. Zagmatwał drogę, skręcając kilka razy wśród deszczu, który wkrótce przerodził się w gwałtowną, ponurą ulewę. Nie dała rady skręcić jego śladem i wpadła w chaszcze.
Powietrze przeciął dźwięk targanego materiału, a skrawek sukienki zatrzepotał na gałęzi tarniny. Mimo to staruszka nie straciła zapału i przyspieszyła. Krzaczek ponownie znalazł się w zasięgu.
Wtedy jednak zawadziła o korzeń i upadła, aż plasnęło. Poczuła w ustach smak błota. Splunęła i podniosła spojrzenie. W pustych, głębokich jak studnia oczach odbijał się mrok nocy.
- Czaaaary mary. Hooookus pokus. Poć się ociężały ćwoku! – W jednej chwili zrobiło się duszno i zaśmierdziało spalonymi włosami. Podobny fetor towarzyszył każdemu złośliwemu czarowi.
Mężczyzna osłonił twarz kapturem, ale lodowata woda była wszędobylska niczym hiena cmentarna, zaglądająca do każdej kieszeni. Mokre pnie drzew przybrały ohydny kolor ekskrementów.
Odsapnął. Chwilę później dał się jednak słyszeć jego przerażony krzyk. W tym momencie pot obficie zrosił mu skroń i plecy. Płuca odmówiły posłuszeństwa, a nogi stały się ciężkie.
Zimne powietrze niosło ze sobą obrzydliwą woń.
Hiryja nie zrezygnowała z ukrywania swojego szkaradnego oblicza. Zmierzyła struchlałego wzrokiem, przekrzywiając lekko głowę niczym zastanawiające się, dzikie zwierzę.
Na jej ustach pojawił się paskudny uśmiech. Wąskie, czarne wargi rozciągnęły się ukazując szereg krótkich, żółtych zębów.
- Rat..., kur..., ki... kim jesteś!? – zabrzmiał łamiący się głos mężczyzny.
Wiedźma uśmiechnęła się upiornie.
- Strachem, śmiercią, zmianą... - odparła sopranem dźwięcznym jak pierwszej solistki opery adeńskiej.
Kontrast tego głosu ze scenerią zjeżył mu włoski na karku. Właścicielka przepięknego głosu pokazała się dopiero po chwili,
gdy wyłoniła się zza dużego pniaka i zapraszająco pomachała koślawymi gałązkami, wirującymi w niezdarnym tańcu.
- Podejdziesz?
![]() | Podobno rozumie mowę roślin i zwierząt. |
![]() | Podobno glos jest pozostałością po elfce na która rzucono klątwę. |
![]() | Podobno ma córkę wariatkę. |
![]() | Podobno przejęła władzę w klanie Agar Dae i doprowadziła go do ruiny. |