Jest ogromny, nawet jak na orczego wojownika. Uwagę zwraca jego skóra, która w miejscu ran porośnięta jest korą oraz tajemnicze krwawe wzory na łysej głowie i twarzy, tworzone przez przypominające labirynt blizny. Bursztynowe oczy Fuma pełne są mądrości i rozwagi, dzięki nim nie wygląda jak typowy brutal. Posiada parę tatuaży, młody listek dębu pod sercem , na karku przepiękną podobiznę sowy, plecy zaś zdobi przerażający niedźwiedź. Na pasie przewieszonym przez barki zawsze dźwiga miecz równie wielki co on sam, wyrzeźbiony z dębowego drewna pokrytego żywicą.
Fum to wcielenie spokoju i cierpliwości, trudno wyprowadzić go z równowagi. Jest bardzo gadatliwy z natury i tak samo ciekawski,
jednak stara się odpowiednio dobierać towarzyszy do rozmowy. Zazwyczaj uśmiechnięty i miły, czasem cichy i skryty. Nienawidzi braku poszanowania wobec innych,
tępi takie zachowania w sposób który zazwyczaj nie wymaga użycia siły.
Motto Fuma:
W czym mogę pomóc?
Wieczór w Rune robił się chłodny, a ryby nie brały pomimo ciągłego zanęcania. Włodzimierz, sercem i duchem rybak z dziada pradziada, westchnął głośno i zerknął w błękit morza,
tęsknie uśmiechając się do zachodzącego słońca. Ta chwila nieuwagi kosztowała go utratę wędki, gdy nagle jakaś potworna siła poczęła ciągnąć za żyłkę, nieomalże urywając
dzierżąca ją dłoń. Chłop wszedł po kolana do wody, wypatrując za sprzętem i połowem.
Patrzył, spoglądał, wybałuszał gały.
Nagle krzyknął, zamiast ryby ujrzawszy łysą czaszkę pokrytą bliznami wynurzającego się z odmętów oceanu potwora.
Chciał uciekać ale buty wessało mu w piach, więc zaczął się drzeć przejęty grozą, z przerażeniem spoglądając
w stronę głębin. Ogromny ork, ubrany w drewnianą zbroję, na plecach nosił coś jakby konar dębu rzeźbiony w miecz.
Olbrzym podszedł do człowieka i zerkając na niego z góry uśmiechnął się od ucha do ucha, odsłaniając garnitur pożółkłych nieco zębów.
- Dobry wieczór mości pachołku! Pomóc może jakoś? - Mruknął basem, mrużąc delikatnie oczy.
- Aaaaasa! Żesz kierwa zółf drapieżny mnie tu żeżre! - Włodzimierz nie przerywał kanonady krzyku ani na chwilę, byłby zemdlał z niedotlenienia. - Zwą mnie Fum, uspokójcie się panie! - Powiedział spokojni,
acz głośno i wyraźnie by ten dosłyszał, po czym złapał człowieka za barki i wyciągnął z kleistego piachu.
Włodek z przejęcia stracił przytomność, ocknął się na plaży cały i zdrowy, a drogę do wsi znaczyły głębokie i długie na cztery jego stopy ślady morskiego potwora.
Od tamtego wieczora wieśniacy, myśliwi i gajowi plotkują o wielkim orku Fumie, przemierzającym lasy i bezdroża, bezinteresownie wspomagającym
ich w codziennych troskach bądź nagłych kłopotach. Podobno ów ork, mieniący sam siebie Duchowym Strażnikiem, wybiera się do Floran, lecz zapytany po co, sam nie potrafi odpowiedzieć.
![]() | Mówi się że zjada dzieci i dziewice, a w szale to i bydłem nie pogardzi. |
![]() | Pewien farmer zarzeka się że ów gigant pożarł mu snopek siana razem z widłami i wozem. |