DUPOKŁUJ
KOBIETA
KRASNOLUDKA
POSZUKIWACZ
BRACTWO SMOKA
PLOTKI


Niska, jak na krasnoludkę przystało. Można ją wręcz pomylić z dzieckiem, choć swoje lata już ma. Burza ciemnoczerwonych włosów okala upstrzoną lekkimi piegami dziewczęcą twarz. Można mieć pewien problem z określeniem koloru jej oczu z powodu stale zsuwającej się na nie niesfornej grzywki, dlatego mało spostrzegawczym podpowiemy, że są one jasnoniebieskie i nadprzeciętnie duże. Nosi się po złodziejsku, czyli nierzucająca się w oczy i praktycznie. Ciemna szara kurtka przepasana szerokim pasem pełna jest mniej lub bardziej widocznych kieszeni, w których trzyma rozmaite narzędzia swojego fachu. Wytrychy, małe sztylety, woreczki proszku dymnego i tym podobne rzeczy. Długie również ciemnoszare spodnie podtrzymują różne paski i szarfy, do których przytroczona jest torba podróżna, pętla sznura zakończonego małą kotwiczką oraz pochwa z małym lecz niezwykle ostrym sztyletem. Wszystko to przykryte jest brązowym płaszczem z szerokim kapturem.


Wnioskując po jej zachowaniu, wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z niedojrzałym jeszcze dzieckiem. Jest lekkoduchem, skorym do śmiechu i żartów, ale niech was nie zwiodą pozory! Udając dziecko, łatwiej jest jej podkradać lizaki.


Mądre głowy powiadają, że kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. Gdyby Finaju wiedziała, jaka dziura na nią czeka tej feralnej nocy, z pewnością wzięłaby ze sobą więcej kanapek. Klopsoplacek!

W ślepym zaułku na zapleczu gospody panował nocny półmrok. Pasemka lepkiej mgły przypełzły znad rzeki, by poowijać się leniwie wokół towarowych skrzyń i koszy z odpadkami.
Te pierwsze piętrzyły się osłaniając plac przed blaskiem księżyca i rzucając wokół głębokie cienie, te drugie dawały, co miały najlepsze wychudzonym kotom i opasłym szczurom.
Z pobliskiej stajni dobiegło rżenie zaspanego wierzchowca, zakłócając posiłek kilku mniej łapczywym dachowcom. Zaskoczone kocury podniosły synchronicznie łebki i rozejrzały się czujnie. Noc jednak była spokojna a miasto spało. Zwierzęta powróciły do pałaszowania co lepszych kąsków.
Noc nie była jednak tak spokojna, jak mogłoby się wydawać. Nie wszyscy w okolicy spali spokojnym i zasłużonym snem sprawiedliwych, był ktoś dla kogo całun północnej pory oznaczał idealne warunki do pracy.
Spomiędzy skrzyń w najciemniejszym rogu podwórza wyłonił się zarys drobnej postaci. Cień poruszał się cicho i zwinnie tak, że nawet zazwyczaj czujne i strachliwe koty nie zdały sobie sprawy z nowej obecności, bardziej zaabsorbowane resztkami mięsa na szkieletach ryb. A może po prostu dobrze wiedziały, kim jest ten intruz, rozpoznając w nim starego druha i współlokatora mroczych zaułków i ciemnych podwórzy za gospodami. Tego raczej się nie dowiemy, gdyż postać bezszelestnie przebiegła obok stadka kotów, nie zwracając na nie najmniejszej uwagi. I vice versa.
Tuż nad zakrytymi niewielkim daszkiem tylnymi drzwiami gospody ciągnął się szereg okien pokojów gościnnych. Choć większość z okiennic była zamknięta, jedną z nich ktoś pozostawił uchyloną, widocznie lubiąc spać przy rześkim powietrzu wczesnego przedwiośnia. To w tym kierunku ruszyła zakapturzona postać, by z widoczną wprawą i bez wysiłku wdrapać się na parapet.
Z wnętrza pokoiku wydobywał się chybotliwy blask stojącej na stoliku świecy, mimo to nikogo w nim nie było. Rozchełstana pościel łóżka sugerowała, że zajmujący pokój lokator właśnie opuścił izbę w sobie znanym tylko celu, ale wdrapujący się przez okno złodziejaszek doskonale znał ten cel, spędziwszy wcześniej dobre dwie godziny w pobliżu gospodowego wychodka.
Czekał długo, ale wiedział doskonale, że w końcu nadarzy się wyczekiwana okazja - nie nadaremnie zadał sobie tyle zachodu przed kolacją, by wsypać środek przeczyszczający do odpowiedniej miski.
Nocny gość bezszelestnie zeskoczył z parapetu na dywan, pozwalając zsunąć się z głowy kapturowi ciemnobrązowej skórzanej kurtki. Spod materiału wyłoniła się drobna, wręcz dziecięca twarz krasnoludzkiej dziewczyny otoczona gęstą czupryną czerwonych, zachodzących na oczy włosów. Jasnoniebieskie oczy krasnoludki żywo strzygły dookoła znad lekko piegowatch policzków, wyłapując wprawnie szczegóły otoczenia. Nie tracąc cennego czasu, krasnoludka podbiegła cicho do drzwi, przykładając do nich prawe ucho. Korytarz wydawał się pusty.
Chwyciła klamkę, modląc się do Maphr, by karczmarz okazał się dobrym gospodarzem, dbającym o naoliwienie drzwi i zamków w pokojach swoich gości. Drzwi otworzyły się z delikatnym tylko skrzypieniem, choć i od tego odgłosu krasnoludce ścierpły zęby. Wystawiła głowę na korytarz. Mrok pomieszczenia rozpraszał lekko blask dochodzący od schodów prowadzących do głównej sali karczmy, odsłaniając zarysy szeregu drzwi do innych pokoi gościnnych po obu stronach korytarza. Ciszę zakłócał hałas odgłosów z sali jadalnej, choć o tej porze zdecydowanie mniejszy niż w dzień. Dziewczyna powolutku wyszła z pokoju, zamykając za sobą delikatnie drzwi, po czym pewnym krokiem skierowała się ku ostatnim drzwiom na końcu korytarza.
Wiedziała, że izba za nimi jest w tej chwili pusta, więc nie tracąc czasu, wyjęła z przypasanej do pasa torebki pęk wytrychów i zaczęła wprawnie gmerać przy zamku. Nie minęło więcej czasu, niż potrzeba, by wymówić: "A teraz cały plan weźmie w łeb i wszystko się rypnie!" i drzwi stanęły przed krasoludką otworem. Jak zwykle bezszelestnie wsunęła się do niewielkiego pokoiku.
Przesączający się przez małe okienko blask księżyca wyłaniał standardowe umeblowanie - stojącą zaraz przy drzwiach szafę, stolik z dwoma krzesłami pod oknem oraz równo zasłane drewniane łóżko w przeciwległym kącie pomieszczenia. Kąty izby spowijał mrok, lecz krasnoludka dobrze wiedziała, że w jednym z nich stoi niewielka komoda z szeregiem szuflad. Pospiesznie, lecz z dużą dozą nabytej latami złodziejskiej ostrożności, podeszła do niej i otwarła pierwszą szufladę od góry. Z jej ust wydobyło się cichutkie westchnienie, gdy jej oczom ukazał się przepiękny, bogato zdobiony pierścień elfickiej roboty. Zaraz potem z jej ust wydobyło się kolejne westchnienie, tym razem zaskoczenia, gdy z ciemnego kąta obok szafy dobiegł ją spokojny głęboki męski głos.
- Znalazłaś to, czego szukasz?

Tak. Znalazła dokładnie to, czego szukała. I przy okazji to, czego chciała uniknąć. Kłopoty zwykle bardzo przeszkadzały jej w pracy a nagłe zimne mrowienie w okolicach karku, które poczuła dokładnie w chwili, kiedy jednocześnie dotknęła pierścienia i usłyszała złowieszczy głos, dobitnie uzmysłowiły jej, że zaczynające się właśnie kłopoty będą z kategorii tych dużych. Zmieliła w ustach przekleństwo i powolutku obróciła się na pięcie. W rogu pokoju, tym który - dałaby sobie rękę uciąć - wydawał się jej jeszcze przed chwilą pusty, na prostym drewnianym krześle siedział zakapturzony mężczyzna. Nawet na siedząco wydawał się nienaturalnie wysoki. Krasnoludka była pewna, że gdyby wstał, sięgałaby mu zaledwie do pasa. Jak na razie nie kwapił się on jednak do wstawania. Dziewczynie wydawało się, że przez chwilę poruszał bezgłośno ustami, a jego palce lekko się poruszały, ale nie była tego pewna w ciemności. Zaschło jej w gardle a w głowie dziwnie zakręciło.
- Niczego... - wychrypiała. Odkaszlnęła nerwowo. - Niczego nie szukam, panie.
- Niczego - powtórzył za nią, złowieszczo przeciągając ostatnią spółgłoskę. - Więc całkiem przypadkiem weszłaś tutaj w środku nocy pomimo zamkniętych drzwi i zaczęłaś grzebać w szufladach?
Krasnoludka usilnie próbowała uspokoić rozbiegane myśli. Weź się w garść, dziewczyno! Tarapaty to dla ciebie nie pierwszyzna. Wciąż jednak nie mogła jasno myśleć. Wydawało się jej, że powietrze w izbie stało się nagle gęste i lepkie. Probowała dostrzec w ciemności twarz mężczyzny, lecz poza jego brodą i ustami reszta jego oblicza skrywała się w cieniu kaptura. Czy jej się wydawało, czy też jego oczy delikatnie świeciły? Jeszcze raz spróbowała przełknąć slinę, by pozbyć się zatykającego uczucia w gardle. Bez rezultatu.
- Ja tylko... Bo ja... - Cała ta sytuacja zaczęła ją mocno przytłaczać. Zazwyczaj nigdy nie traciła rezonu i potrafiła na poczekaniu upleść najbardziej wymyślne łgarstwa w jakkolwiek niesprzyjających okloicznościach, teraz jednak coś tłamsiło wszelkie słowa zanim zdążyła je wyartykułować.
Mężczyzna pochylił się na krześle. Spod kaptura wychynęła na księżycowy blask upiornie blada smukła twarz, którą bezsprzecznie można było nazwać piękną, jednak wrażenie psuły oczy. Oczy kogoś, kto pomimo młodego wieku przeżył i widział więcej niż niejeden stulatek. Krasnoludka wzdrygnęła się mimowolnie.
- Nieważne - wyszeptał ciemny elf. - Wiem, po co tutaj jesteś. Powiedz chociaż, jak ci na imię, ptaszyno.
- Fi... Filomena.
Elf uśmiechnął się lekko.
- Dobrze, niech będzie Filomena. - Splótł dłonie pod podbródkiem, opierając łokcie na kolanach. - Pozwól zatem, Filomeno, że ostrzegę cię przed czymś. Nigdy nie bierz większego kęsa, niż możesz przeżuć, a zapewniam cię, że ten kęs jest zdecydowanie za duży na twoje możliwości. - Uśmiechnął się ponownie. Tym razem, kiedy widoczna była cała jego twarz, uśmiech wydał się upiornym pęknięciem na ciemnym marmurze skóry.
Krasnoludce zdało się, że powoli odzyskuje jasność umysłu. Serce, dotychczas walące jak szalone, zaczęło się uspokajać. Ten tajemniczy elf miał rację, a ona nie lubiła stać na straconej pozycji. Prychnęła wzgardliwie, jednocześnie starając się niezauważalnie przesunąć dłoń ku pochwie sztyletu.
- Odradzam - rzucił krótko elf - choć podziwiam odwagę. - Odchylił się na krześle i jednym płynnym ruchem wyciągnął dotychczas niewidoczny miecz i położył go na kolanach. Pięknie zdobiona klinga zaiskrzyła się w&świetle księżyca. Krasnoludka opuściła dłonie z rezygnacją.
- Odłóż proszę pierścień na miejsce.
Krasnoludka posłusznie odwróciła się, wkładając rękę do szuflady i zamykając ją z powrotem.
- Jak widzisz - ciągnął elf - mam pewną przewagę. Nierozsądne byłoby zatem myśleć nierozsądnie. Musisz wiedzieć, iż przewagę tę zdobyłem już dużo wcześniej, kiedy starałaś się nieudolnie śledzić mnie po mieście i podczas kolacji w karczmie.
Dziewczyna przeklęła się w myślach. Jakim cudem udało się mu ją zauważyć? Była naprawdę dobra w swoim fachu i niemożliwe było, żeby popełniła takie błędy. Elf jakby czytał jej w głowie.
- Przyznaję, masz pewne talenty, jednak sporo jeszcze musisz się nauczyć. Przyznasz jednak, że okoliczności nie są sprzyjające na udzielanie nauk, pomówmy zatem o czym innym. - Wyciągnął dłoń i opuszkami palców pogładził klingę miecza. Wbił świdrujące spojrzenie w twarz krasnoludki. - Kto zlecił ci to zadanie?

Prawda jednak była taka, że nie miała pojęcia, kto był zleceniodawcą. Tak było prościej i bezpieczniej.
Dziś rano udała się w znane tylko sobie miejsce na obrzeżach miasta - oczywiście znane tylko jej i odpowiednim osobom gotowym odpowiednio zapłacić - by tam odszukać w zmyślnej skrytce mały pożółkły pergamin, na którym zapisano krótką informację. "Ciemny elf w czarnym płaszczu. Dziś wieczorem, karczma miejska. Pierścień w pokoju na piętrze. Potrójna stawka." Tyle wystarczyło. Zwyczajowo potwierdziła przyjęcie zlecenia, podmieniając pergamin na swój - "Przyjmuję. F.", po czym bez trudu wyśledziła elfa.
A on cały dzień wydawał się trzymać na uboczu, załatwiając ukradkiem swoje sprawy w sklepie z magicznymi ingredjencjami czy przesiadując w kącie karczmy, z pewnym zainteresowaniem słuchając koncertu elfich bardów. Głupia, nie wyczuła niczego podejrzanego. Zwykłe zlecenie, jakich wykonała już dziesiątki. A teraz stała jak słup soli złapana na gorącym uczynku. Ponownie zaklęła w myślach. Klopsoplacek!
Elf czekał cierpliwie na odpowiedź.
- Kowal Wyrwisęk z zamkowej kuźni! - wypaliła. - Żona mu się puszcza, więc postanowił zdobyć jakąś błyskotkę na podarunek pannie Henriecie Potter, też zresztą puszczalskiej, co by przychylnym okiem na niego zerknęła! - Potok słów z ust krasnoludki nie urywał się ani na moment, jakby puściły wszelkie tamy i zgromadzony w gardle lęk poskutkował powodzią opowieści. - Co zresztą jest błędem okrutnym - ciągnęła zaciekle dalej - gdyż siedmiu braci Potterów, chłopów na schwał, bo mleka im matula nie skąpiła za młodu - wiadomo, Potterowie bogata rodzina - na pewno byle komu Henrietty nie odda. A już na pewno nie Wyrwisękowi, co chromy na lewe oko i nogę, a podobno nawet i na...

Nie dane było się dowiedzieć elfowi, na co jeszcze chromy był Wyrwisęk. W ułamku sekundy, praktycznie z bezruchu do pełnego pędu krasnoludka rzuciła się w kierunku okna, osłaniając głowę skrzyżowanymi ramionami. Impet niewielkiej wprawdzie krasnoludki wystarczył jednak, by połówki okna z głośnym trzaskiem uderzyły o zewnętrzne ściany budynku a ona wyleciała głową do przodu w ciemną noc. Dwie sekundy później ciszę rozdarło wściekłe miauczenie, gdy wylądowała na grzbietach śmiertelnie zaskoczonej kociej jadalni. Zerwała się na równe nogi i bogatsza o parę nowych siniaków oraz kocich zadrapań, pobiegła przez podwórze. Zręcznie wdrapała się po stercie skrzyń na dach stajni i skulona znikła we mgle.

W pokoju Ferro siedział jeszcze przez chwilkę, po czym wstał i wolno podszedł do zniszczonego okna. Przyzwyczajonym do ciemności wzrokiem wyłapał ciemną sylwetkę krasnoludki, przesuwającą się po dachu i znikającą w bezpiecznych objęciach nocy. Odwrócił się i podszedł do komody, przy której jeszcze chwilę temu stała dziewczyna. Niespiesznie otworzył szufladę. Była pusta.
Mężczyzna nie wydawał się zaskoczony, wręcz przeciwnie, na jego ustach pojawił się delikatny uśmieszek. Spojrzał pod stopy.
Na deskach podłogi dało się zauważyć ledwie widoczny, choć starannie wykonany zawiły okrągły symbol, zachodzący częściowo pod komodę. Trudno było dostrzeć w półmroku izby, czym był on narysowany, lecz Ferro doskonale wiedział, z czego i po co był stworzony. Zamaszystym ruchem stopy zniszczył krwawe dzieło, tak by przypominało mało podejrzaną plamę brudu, po czym schylił się i sięgnął pod komodkę. Wyciągnał spod niej mały skrawek pożółkłego pergaminu. Na jednej jego stronie drobnym maczkiem zostało napisane: "Przyjmuję. F."
- Doskonale, tyle wystarczy - wyszeptał mnężczyzna. - Ptaszyna złapała przynętę. Gra toczy się dalej, Finaju.




  Finaju..? Taka niska? Ciemnoczerwone włosy? - nikt nie słyszał o niej.


# Źródło awataru:
http://www.finaju.pl/Finaju5.jpg




© 2015 - 2022   valdaron.pl

Stronę zalecamy oglądać w najnowszych wersjach przeglądarek.
Polecamy używać Google Chrome
Autorem ikon, które występują
w elementach graficznych jest LORC
na licencji: Creative Commons Attribution 3.0 Unported License