Smukła dziewczyna wyglądająca na wyższą niż jest w rzeczywistości. Z twarzy delikatna o psim wejrzeniu brązowych, szklistych oczu. Naturalnie ruda i różowawo blada z nieznacznie piegowatą cerą. Rumieńce często odznaczają się na jej policzkach, nosie, a nawet uszach – zupełnie bez powodu. Wystarczy chłodniejsze powietrze, śmiech czy skok ciśnienia by widzieć ją czerwoną. Czymś, co jednak burzy niewinność jej buzi są trzy rozciągnięte po policzku blizny, blade już i stare.
Nie sposób nie zauważyć, że Efre gustuje w biżuterii, wszelakiej maści perłach, paciorkach i w złocie. Mimo posługi w świątyni Einhasad, często nosi się kolorowo pobrzękując cicho ozdobami. Lewą rękę ostatnimi czasy zakrywa bandażami lub specjalnie wykrojonym rękawem.
Osobliwość ze skłonnością do przesady. Emocjonalna chorągiewka z burzą nastrojów, nad którymi nie zawsze potrafi panować. Choć zwykle blisko siebie trzyma wesołość, nie jest otwarta do świata i nie wiele mówi o sobie starając się wypełniać dnie obowiązkami. Nie lubi być dotykaną, często pije alkohol i wtóruje skromnym śpiewem karczemnym bardom.
Świat błysnął feerią barw, zakołysał się, a potem w jednej chwili poczerniał pozostawiając Efre w bolesnym oszołomieniu. Złapany w panice haust powietrza,
smakował żelazem, barwił zęby i język czerwienią krwi. Nie zdążyła jeszcze odzyskać przytomności umysłu, gdy coś wplątawszy się w rudość jej włosów,
krótkim szarpnięciem huknęło jej ciałem o pobliską ścianę tam też ją pozostawiając. Siedziała wtulona w omszałą chropowatość przez dobrych parę chwil nim znów nie usłyszała krzyków towarzyszy.
- Marvis
Wychrypiała plując nazbieraną w ustach krwią. Krótki, urwany wrzask jednego z mężczyzn brutalnie przywrócił jej zmysły. Nie wiedziała, w którym momencie dźwignęła się na równe nogi,
ale świat nareszcie zaczął wracać do jej oczu ukazując się wpierw jako ciasna piwniczka o niemalże kompletnie zawalonym suficie. Piwniczka skąpana w bladej pomarańczy świtu.
Nad nią, zapadnięty ze starości dom odsłaniał rozpięte korony świerków, chłód przemijającej nocy i sypiącą się zewsząd, mokrą mgłę.
Wszystko dookoła wydawało się być skąpane w martwej ciszy, nawet krzyk, który niedawno słyszała, brzmiał jak coś oderwanego od rzeczywistości.
Jak nagłe wspomnienie minionych wydarzeń. Dopiero po chwili, gdy rozbiegane spojrzenie zeszło z powrotem do wnętrza pomieszczenia,
Efre dostrzegła wijące się w konwulsji ciało leżące na gruzowisku. Konający jeszcze przez chwilę bił nierytmicznie ręką o pokruszone cegły,
butami rozgarniał gruz i pył, a potem końcu zastygł w bezruchu. Zaraz obok, w ciężkim rozkroku, dysząc jak miech kowalski – stał drugi mężczyzna,
wciąż żywy i wystraszony do bladości. Widziała jak skakał spojrzeniem z kąta w kąt nie potrafiąc znaleźć tego, co zabiło ich kolegę.
- Marvis Ty... Ty nas zabiłeś.
Rozedrgany głos Efre złamał się w pół ledwo wybijając się ponad ciszę okolicy.
Na świecie świtało, ale nawet ptaki trwały w głębokim milczeniu pozostawiając dwójkę ludzi samym sobie.
- On jest wszędzie… Wypełnia to miejsce. Nie damy rady, Dan nie żyje.
Mężczyzna załkał nie wiedząc gdzie lokować spojrzenie, ale spokój nie trwał długo.
- Za Tobą, za Tobą, Efre! Tam!
Nie zdążyła jakkolwiek zareagować na ostrzeżenie. Coś, co równie dobrze mogło uchodzić za smoliście czarnego basiora, z ogromną siłą wpadło wprost na nią zakleszczając szerokie szczęki ponad jej nadgarstkiem.
Impet skoku zakręcił nią na tyle gwałtownie, że od razu straciła równowagę szorując kolanami po ziemi. W ślad za kobietą, Istota obaliła się na bok szczerząc w furii rzędy ludzkich zębów.
Ból jaki po sobie zostawił palił od środka, nie była nawet pewna, czy wciąż miała sprawną rękę tak bardzo bała się teraz spuścić basiora z oczu.
Z kolei Marvis oprzytomniały z pierwszego szoku doskakując do stworzenia, chciał w pierwszej chwili przygnieść go do ziemi własnym ciężarem.
Objął zbite karczycho ramieniem, ale istota w skrzekliwym jęku wybiła się przednimi łapami z podłogi i wraz z Marvisem uwieszonym u własnej szyi, stanęła na tylnych łapach tocząc z pyska pianę.
- Do wyrwy!
- To znaczy kurwa gdzie! Gdzie ona była!
- Ta... m... Tam! Za Wami!
Krzyczeli między sobą w gwałtownie rosnącej panice. To mogło się udać, mężczyzna wciąż sięgał nogami ziemi, wygiął bestii kręgosłup wduszając w niego kolano,
a potem wydarzyło się coś, czego oboje nie chcieli brać pod uwagę; podczas gdy człowiek ciągnął basiora we wspomnianą wyrwę – ledwie zagięcie przestrzeni
zawisłe zaraz przy trupie ich kolegi – stwór szarpnął cielskiem wybijając śmiertelnika w górę tak by ten stracił grunt pod nogami.
Efre jak sprężyna - wystrzeliła w ich kierunku okupując to nagłym, choć krótkim oślepieniem gdy ból rozbitego nosa i rannej ręki zarezonował tuż pod jej czaszką.
- Marvis, puść go
Krzyk rudowłosej poprzedził atak. Kopnęła odsłonięty, miękki brzuch istoty z takim impetem, że wraz z pasażerem wciąż zawieszonym na jej grzbiecie, bestia poleciała wprost w wyrwę.
Efre zorientowała się w sytuacji dopiero gdy cieniste łapsko pochwyciło jej ramię brutalnie ciągnąc za sobą.
Zamrugała widząc ostatnią chwilę jak jej towarzysz znikał w ledwo widocznym załamaniu.
Nawet nie krzyczał, po prostu powietrze za nim zafalowało jak od nagłego gorąca, rozległ się cichy trzask wyładowań i mężczyzna zniknął tak, jak stał.
Dziewczyna jęknęła łapiąc zaciskające się na niej łapsko, a potem spojrzała w górę, w czarne szkiełka oczu.
Dalej... Nie było już nic.
![]() | Asystuje medykom i znachorom, ale równie dobrze zszywa rany co wyszywa zdobienia w ubraniach. |
![]() | Jęczydusza, ciągle miga się od pracy powołując się na jakąś kontuzję. Co chwila zmęczona, chora, smutna, albo podpita. |
![]() | Widziałam jak gada ze zwierzętami, raz przez dobrych parę chwil kucała przed jakimś kotem i na niego miauczała. |
![]() | Spróbuj spytać ją o wcześniejszą pracę! Albo lepiej, o życie sprzed czasów, gdy pojawiła się w świątyni! Wiesz co powie? "eeeeeeeyyy....No tak, no tak... Nudno się żyło, a jak tam u żony?" |