RADOŚĆ ŻYCIA
KOBIETA
KRASNOLUDKA
POSZUKIWACZ
SAMOTNIK
PLOTKI


Duże, jasne oczy spoglądają spod zasłony długich rzęs. Buzia jak u laleczki, dołeczki w policzkach obsypanych piegami, uśmiech bielutki i ujmujący. Długie włosy najchętniej nosiłaby rozpuszczone, ale jest to wyjątkowo niepraktyczne. Odziana stosownie do pory dnia i rodzaju wykonywanej pracy, z racji częstych wypraw jest to ciężkie uzbrojenie. Mimo dopasowania, często wygląda w takim rynsztunku odrobinę komicznie. Jest naprawdę... niewysoka.


Wiecznie uśmiechnięta, radosna. Wydaje się, że nic nie jest w stanie zburzyć jej pogody ducha. Słodka jak miód, wiecznie w ruchu. Wysławia się miło dla ducha oraz serducha. Choć nie gaduła to lubi towarzystwo, acz unika gburów. Obawia się, że nigdy nie okaże się dość dobra w tym co robi, lub niezbyt pomocna dla tych, na których jej zależy. Zresztą, nikt nie słyszał, żeby się na coś skarżyła poza drobnymi rozterkami małego serca.


Nic od początku nie układało się dobrze. Urodziła się najmniejsza z całego rodzeństwa. Kiedy miała kilka dni zaczęła słabnąć, a przerażeni rodzice i rodzeństwo szukali ratunku w różnych miejscach. Nic nie pomagało, bo i przyczyna słabości była nieznana. W końcu ojciec małej wiedziony dobrem córki wydał całe oszczędności na sprowadzenie najlepszego z elfich uzdrowicieli. Ten orzekł, że na małą ktoś rzucił urok, kiedy jeszcze jej matka nosiła ją pod sercem. Mocą gorących modłów do Evy uzdrowił i uwolnił dziecko od złego czaru. Ostrzegł jednak, że dziewczynka może przez długie lata odczuwać skutki owego osłabienia. W końcu jednak dojdzie do pełni sił.
Od tej pory chuchano na nią i dmuchano, nie wypuszczano samej z domu, nadopiekuńcza w dobrej wierze rodzina mocno ograniczała jej swobodę, oraz okazje do poznawania świata. Na wszystko musiała mieć pozwolenie rodziców i eskortę rodzeństwa. Czy narzekała? Nie. Dzielnie i pogodnie przyjmowała tą troskę. Z wdzięcznością i posłuszeństwem. W tym to właśnie czasie objawiły się jej talenty. Nikt jak ona nie był w stanie znaleźć matczynej igły do cerowania, ojcowych wierteł, które zawsze odkładał byle gdzie, nikt tak jak ona nie zapamiętywał ścieżek w leśnych ostępach i zawiłych dróżek między skałami. Nikt jak ona tak szybko nie uczył się określać nadchodzących zmian pogody w górach, ani nikt z pamięci nie recytował jednym tchem opisu pokazowej kolekcji minerałów i kryształów ojca.

Dziecina rosła, a z każdym rokiem powoli, z dbałości najbliższych przybywało jej sił. Co prawda, nadal pozostawała najmniejsza z całego krasnoludzkiego ”dorobku” owego domostwa, dlatego nazywano ją Kruszyną. Kiedyś w przypływie odwagi uprosiła rodziców - a trwało to dwa tygodnie – aby pozwolili jej samej wyjść z domu. Zgodzili się, ale potajemnie wysłali dwójkę rodzeństwa aby z daleka czuwała. Kruszyna wróciła z tej wyprawy szczęśliwa jak nigdy, z workiem przeróżnych zdobyczy, dobrodziejstw i małych prezentów dla wszystkich jej bliskich. Rozpromieniona wręczała je każdemu ze szczęściem w oczach. Po tym wydarzeniu rodziciele postanowili z bólem serca pozwolić jej na naukę razem z resztą braci i sióstr na praktyce poza domem. Szybko okazało się, że ma smykałkę do powiększania zawartości sakiewki. I tak oto świat, który tak lubiła poznawać stanął przed nią otworem...




  Diarinne...? - nikt nie słyszał nigdzie żadnych plotek.


# Źródło awataru:
https://zapodaj.net/bd440e91abe67.jpg.html
- ?




© 2015 - 2022   valdaron.pl

Stronę zalecamy oglądać w najnowszych wersjach przeglądarek.
Polecamy używać Google Chrome
Autorem ikon, które występują
w elementach graficznych jest LORC
na licencji: Creative Commons Attribution 3.0 Unported License